piątek, 21 grudnia 2012

Soundtrack do apokalipsy


Jako, że koniec świata jest aktualnie mocno na czasie, a już szczególnie w dzisiejszym dniu to nie pozostaje mi nic innego niż wpasować się w trend i napisać o apokalipsie, aby nabić jakąś oglądalność bloga. Ale będzie nie tylko o apokalipsie, ale i o religijnych uniesieniach, co z kolei trafia w kolejny trend, równie wielki, a może nawet i większy niż ten związany z końcem świata – trend Świąt Bożego Narodzenia. Ta tematyka z pewnością przyciągnie tych, dla których religijny charakter świąt wciąż jest fundamentalny. Ale nie, nie będzie o supermarketach, o Mikołaju, o choince, sianku, karpiu, szopce i Jezusku. Chociaż w zasadzie o Jezusku będzie. Ale przede wszystkim o muzyce.

wtorek, 11 grudnia 2012

Aleosohosi


Już tłumaczę o co chodzi. Na wstępie oddam głos jednemu z głównych sprawców całego zamieszania, o którym będzie mowa, Genesis'owi P-Orridge'owi: „O nic. No, chodzi, ale nikt się nie dowie o co. Nikt nie wie. To sekret.”. Taką wypowiedź na temat genezy tworu o nazwie Throbbing Gristle znalazłem w internecie i chyba idealnie oddaje ona wizję nurtu jakim jest industrial i o jakim można mówić mniej więcej od momentu powstania wspomnianej brytyjskiej grupy, która jest jednym z najważniejszych jego winowajców. Jeśli myślicie, że Marilyn Manson (który nota bene sporo musi zawdzięczać choćby Killing Joke) jest szokujący, to pewnie będziecie dość mocno zdziwieni tym, co przedstawiam teraz. Oczywiście Brian Warner wpisuje się swoją muzyką i zachowaniem mocno w nurt industrialny, jednak trzeba mieć świadomość, że jego sposób na siebie też się skądś wziął i nie jest taki do końca oryginalny. Choć bez wątpienia jeśli chodzi o lata 90' to koleś nieźle trafił w swój czas, aczkolwiek niestety potem za bardzo poszedł w komercyjną stronę, zaprzeczając niejako założeniom nurtu industrialnego. Wiadomo, że industrial czy nawet muzyka industrialna to temat tak rozległy, że praktycznie nie możliwy do wyczerpania a nawet samo pisanie o nim jest trochę ryzykowne (można popełnić sporą gafę), ale myślę, że jeżeli robi się to w słusznej sprawie to będzie raczej zgodne z jego konwencją, która zakładała przecież między innymi badanie ludzkich zachowań, poszerzanie granic percepcji czy wręcz „nauczanie życia” i „naprawę świata”, tak w wielkim skrócie. I właśnie tym będziemy (tak, my, mój ssskarbie) się zajmować na tym blogu, będziemy leczyć ludzką mentalność i naprawiać świat. Będziemy walczyć z internetem, ściągając go krok po kroku i wyrzucając do kosza, a gdy już dojdziemy do końca to zmyjemy podłogę i zgasimy światło. Będziemy wraz z wszelakiej maści odmieńcami, freakami, muzycznymi geniuszami i innymi odszczepieńcami kształtować opinie. Ja tu jestem tylko po to, żeby w sposób w miarę przystępny, ale jednocześnie trochę wymagający przekazywać jakąś tam swoją wiedzę czy wrażenia na temat muzyki, ale i sztuki w ogóle (w tym filmu) oraz świata (w tym polityki). Nie chcę pisać z perspektywy eksperta lub wyroczni, ale nie będę ukrywał, że coś tam o tym wszystkim wiem, coś tam kumam i coś tam swojego również jestem w stanie wtrącić. I sądzę, że będzie to w moich notkach widać. Na początku przywołałem więc Throbbing Gristle i ich głównego prowodyra bo wydaje mi się, że od tego warto zacząć. Choć nie są to moje największe - nazwijmy to - autorytety w dziedzinie industrialu czy tam muzyki czy w ogóle sztuki to najbardziej logicznie będzie zacząć właśnie od tego. Zresztą Genesis P-Orridge wydaje się być idealną do przywołania w tym kontekście osobą, a z mnogich cytatów z niego wynika wyraźna chęć ratowania, leczenia świata, dlatego przytoczę jeden z nich, tym razem w języku angielskim, zakładając, że jeśli ktoś już tu trafił, a nawet doczytał do tego momentu, zrozumie o co chodzi: “I'll never give up being into trying to change the world.”. To oczywiście jeszcze nie koniec, ale na razie niech wystarczy.